PODNIESIENIE DOSTĘPNOŚCI STRONY INTERNETOWEJ CZ. 2

W ostatnim czasie wróciłam do zagłębiania tajników dostępności stron internetowych. Na stronie W3C wygrzebałam bardzo ciekawy kurs Web Accessibility. Polecam go właściwie wszystkim. Temat do zgłębienia zarówno dla dev, QA, BA, design, PO, PM itd.

W kusie pokazali m.in. różne narzędzia, które pozwolą sprawdzić poziom dostępności strony. Oczywiście od razu postanowiłam sprawdzać na żywym organizmie 🙂  (do tej pory pokazałam jak zmierzyć dostępność za pomocą Lighthouse wbudowanego w Chroma).

Pierwsza na celownik poszła wtyczka do przeglądarki WAVE. U mnie pokazała masę błędów, których Lighthouse nie wychwycił:

Wynik audytu wtyczni wave przed zmianami.

36 błędów pokazało ewidentnie, że jest sporo do zrobienia. Na szczęście okazało się, że przede wszystkim brakowało alternatywnych tekstów. Po jakiejś godzinie edytowania kolejnych wpisów wynik znacznie się poprawił:

Wynik audytu wave po wprowadzeniu kilku zmian.

14 błędów mniej wydaje się niezłym sukcesem jak na godzinę pracy. I w tym momencie nasuwa się pytanie: czy gdybym od razu dodawała do każdego obrazka alternatywny tekst, musiałabym w niedzielne popołudnie stracić aż godzinę? Oczywiście, że nie. Skończyłoby się na kilku sekundach podczas pisania każdego wpisu. To taki mały przykład tego, jak wczesne myślenie o Accessibility redukuje czas wprowadzania go w późniejszym okresie projektu.

Kolejne 24 błędy związane są brakiem tekstu w linkach umożliwiających udostępnienie postu w różnych kanałach społecznościowych:

Pokazanie screena z błędem.

Jedak tu będę musiała dłużej pogrzebać czy w WordPressie jestem w stanie cokolwiek sama z tym zrobić.

Ciekawe jest również to, że po wprowadzeniu kilku zmian pojawiły się dwa błędy związane z kontrastem, długo się nad nimi głowiłam. Ostatecznie okazało się, że test po poprawkach robiłam będąc w trybie admina w WordPressie i błędy te odnoszą się bezpośrednio do panelu admina.

Pierwsze wrażenie wtyczki jest całkiem pozytywne. Prosta, łatwe odniesienia i, co najważniejsze, mnóstwo podpowiedzi i odnośników, które pomagają łatwo i szybko poprawić dostępność testowanego elementu.

W następnej kolejności zabieram się za wszystkie alerty! Krok po kroczku i wkrótce moja strona będzie przyzwoicie dostępna 🙂

ROZWÓJ W DOMOWYM ZACISZU

Baner z napisem 'A może by tak C#?'. W tle cząsteczki koronawirusa.

Czas pandemii. Czas długiego przesiadywania w domu. Czas pracy w domu. W ostatnim czasie dowiedziałam się, że mam do kilka opcji:

  • ciąża,
  • alkoholizm,
  • + 10 kg,
  • rozwód,
  • psychiatryk.

Jednak żadna z tych opcji jakoś mi nie podpasowała.

W jednym z ostatnich wpisów pisałam, że czas się wziąć do dalszej nauki. Szczęśliwym trafem pracuję w bardzo fajnej firmie, która bardzo dba o rozwój pracowników. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, polecam artykuł o upskillach na blogu PGS. I tuż przed ogólnymi wskazaniami do pracy w domu rozpoczęłam upskilla z C#. Zastanawiając się wiele razy, który język programowania wybrać miałam na uwadze: pracuję w dwóch projektach C# i mam męża programistę, który właśnie w tym języku pisze. Ze względu na to, że bardzo kocham swojego męża, java raczej nie wchodziła w grę 😀

W trakcie nauki trafiłam na dwa świetne kursy. Pierwszy to „What Is Programming?” Polecam wszystkim, którzy mają cokolwiek wspólnego z wytwarzaniem oprogramowania. Simon doskonale wyjaśnia podstawowe aspekty programowania bez wgłębiania się w tematykę konkretnego języka. Nieważne więc czy marzysz o C#, C++, Python, Javie czy JavaScript czy jeszcze innym cudzie – ten kurs jest dla Ciebie! Niecałe 3 godziny, które zdecydowanie będą bardziej fascynujące niż niejeden serial na Netflixie 🙂
Drugi z kolei kurs to Understanding C#. Super wyjaśnione podstawy języka C#. Polecam korzystanie z dwóch monitorów – ja na jednym oglądałam, a na drugim od razu stawiałam pierwsze kroki w Visual Studio.
Co dalej? W tej chwili robię dużo zadań, żeby utrwalić poznane zagadnienia i rozwijać programistyczny zmysł 🙂
A teraz czas na przerwę od komputera – idę zrobić polentę 😀 Ile to już razy patrzyłam na nią w książce kucharskiej i myślałam ‚kiedyś zrobię’. Dzisiaj w końcu nadeszło to kiedyś.

A jak Wam idzie koronawirusowa izolacja społeczna?
Bądźcie zdrowi i zostańcie w domu. Chyba że, tak jak ja, macie psa. Wyjdźcie na spacer z psem i potem już zostańcie w domu 🙂

 

AGILE CZYLI ZWINNY

Zespół składający się z 4 żab.

Zwinność w wytwarzaniu oprogramowania jest bardzo na czasie. Czy słusznie? Moim zdaniem zdecydowanie tak!

Według Manifestu Agile mamy cztery zasady:
ludzie i współpraca > procesy i narzędzia
działające oprogramowanie > obszerną dokumentację
współpraca z klientem > formalne ustalenia
reagowanie na zmiany > podążanie za planem

Zawsze jak widzę te cztery punkty to i tak zlewają mi się w jeden. Wyobraźmy sobie, że klient zmienił zdanie i chce wprowadzić zmianę. Mamy teraz dwa warianty:

  1. Upieramy się, że się nie da, bo wcześniej wszystko było ustalone a dokumentacja mówi a i b, no i oczywiście kto to wszystko miałby zrobić?
  2. Po rozmowie z klientem robimy burzę mózgów w zespole (lub robimy ją razem z klientem), ustalamy co, kiedy i jak trzeba zmienić i bierzemy się do pracy 🙂

Druga opcja wydaje się bardziej przyjazna dla wszystkich, nieprawdaż?

W swojej niedługiej karierze miałam okazję poznać Waterfall i Agile. Jakie różnice były przeze mnie najbardziej zauważalne? Nie różnice w dokumentacji, nie różnice w procesach (chociaż to też było). To byli przede wszystkim ludzie. Od kiedy pracuję w metodykach zwinnych widzę ludzi, którzy chcą rozmawiać, chcą współpracować, do których mogę codziennie podejść i podyskutować o problemach. To są ludzie, do których można dotrzeć nie tylko poprzez oficjalne maile. Tworzymy oprogramowanie jako zgrany zespół i to jest super!

Od dziś, jako certyfikowany zwinny tester oprogramowania, polecam wszystkim podejście „cały zespół” – nic się nie traci, można tylko zyskać 🙂

Co do samej certyfikacji ISTQB Agile Tester Extension mam wiele różnych przemyśleń, ale to na inny raz.

 

RELACJA Z RzeQA #10

Dwa notatniki testera. Na jednej stronie napis TestOps w sercu.

Ostatnie spotkanie RzeQA udowodniło po raz kolejny dlaczego warto spotykać się z innymi z branży, a tym razem nawet spoza branży.

Jako pierwsza wystąpiła Zosia Gołębiewska. Tytuł jej prezentacji pokazał dokładnie to, co może stać się podczas procesu rekrutacji: „Jak się zrekrutować, żeby nie zwariować”. Miałam już przyjemność współpracować z Zosią i wszystkie jej porady wzięłam sobie do serca przygotowując się do rozmów o pracę. Jeśli miałabym wymienić te najważniejsze (według mnie) to by były:

  • zawsze się przygotuj,
  • chwal się ale nie kłam,
  • nie oczerniaj byłego pracodawcy, skup się na tym dlaczego chcesz zmienić pracę,
  • nie bój się agencji rekrutacyjnych.

Idąc na rozmowę zawsze warto pamiętać o przeglądnięciu pytań np. z grupy Testowanie Oprogramowania 🙂 lub 111 pytań na rozmowę rekrutacyjną przygotowanych przez Artura Zwolińskiego.

Następnie Sławek Radzymiński przedstawił sylwetkę nowoczesnego testera. Dzięki tej prezentacji dowiedziałam się o istnieniu TestOpsa – roli, do której mam zamiar dążyć 🙂 Polecam do poczytania blog Sławka. Znajdziecie tam m.in. kim jest TestOps i dlaczego warto zagłębić się w tę rolę.

Na tym spotkaniu przedstawiony został również Notatnik Testera – który, jak widać, już posiadam (zdjęcie powyżej) i polecam każdemu testerowi. Nie dość, że jest mnóstwo miejsca na robienie notatek, to w środku można znaleźć inspiracje od znanych osób ze świata testowania oprogramowania. Dochód ze sprzedaży idzie na cele charytatywne, więc szczególnie polecam!

Notatnik testera - informacje o pomocy dla Krzysia.

 

DOBRE ZMIANY

W czerwcu pisałam o tym, że byłam na konferencji Quality Excites. Napisałam wówczas „Więc już myślę o swojej liście rzeczy, które chcę osiągnąć i wprowadzam w życie zdecydowane DO IT NOW.”.

Polecam wszystkim wystąpienie Roba, który zmotywował mnie tamtego dnia do tego, aby coś zmienić.

Między innymi dlatego dzisiaj wykorzystuję przysługujący mi w pracy urlop i od piątku idę do nowej pracy 🙂

Wspaniałą wizję firmy, do której idę, przedstawia CEO Wojciech Gurgul. Mam nadzieję, że za te 3 lata faktycznie będę po prostu świetna, a moja wiedza i umiejętności będą wnosić jakość.

Wojtek Gurgul o przyszłości PGS – link do nagrania

Aż by się w tym momencie chciało powiedzieć: quality excites 😀

To jest doskonały przykład z życia wzięty dlaczego warto jeździć na konferencje. W końcu, jak mawia Dirk Gently „everything is connected”.

Wracam do urlopu. Stay tuned – 9 listopada kolejna RzeQA!

 

TEST CAMP 2018

Certyfikat uczestwnictwa w warsztatach Praktyczny Threat Modeling wśród gadżetów z konferencji.

W tym roku konferencja #TestCamp2018 okazała się jeszcze bardziej owocna niż rok temu. Przede wszystkim przez możliwość udziału w warsztatach. Po długim namyśle wybrałam Praktyczny Threat Modeling w Świecie Agile. Szczerze powiedziawszy każdy by mi się przydał, ale od czegoś trzeba zacząć. Ponieważ planuję zostać mistrzem procesu testowego muszę zadbać o to, aby moja wiedza była i dobra, i rozległa. Po kilku godzinach intensywnej nauki stwierdzam, że dbanie o security jest wysoce ważne i powinno mieć swoje miejsce w każdym procesie wytwarzania oprogramowania. Teraz jednak czas zadbać o swoje bezpieczeństwo i zmienić wszystkie hasła dostępu na >8 znaków!

Co się działo dnia drugiego? Wykład za wykładem z odpowiednią ilością kawy pomiędzy 😀 Tematy przeróżne i dla każdego. Wszystkie wykłady ułożyły się w ciekawą podróż, która zaczęła się od analizy osobowości testerskiej, przeskakując po meandrach jakości, automatyzacji, mikroserwisów, na końcu kończąc z głową w chmurach w ciemnych zakamarkach  Internet of Things.

Brzmi ciekawie? Kto nie miał możliwości przeżyć tego na żywo polecam cierpliwie czekać na nagrania z konferencji.

TEST CAMP 2018 TUŻ TUŻ!

Pudełko z komputerem, klawiaturą, lampką i myszką.

Miałam kolejny wpis pisać o czymś innym, jednak zbliżający się wielkimi krokami Test Camp nie pozwala myśleć o innych rzeczach!

Właśnie przygotowuję komputer do warsztatów „Praktyczny Threat Modeling W Świecie Agile” i zastanawiam się jaką dobrą książkę zabrać na kilkugodzinną podróż do Wrocławia. Ostatnio zauważyłam, że darmowa konferencja = daleko od domu. Na szczęście już 27 września rusza powakacyjna RzeQA i tam akurat nie będę miała daleko 🙂

Ktoś z czytających jedzie? Dawajcie znać i do zobaczenia na miejscu!

 

REFLEKSJE PO RZEQA# 7

Wynik testu charakteru.

W ubiegły czwartek miałam przyjemność brać udział w RzeQA# 7. Tym razem naszym gościem był Jakub Rosiński. Po prawie tygodniu od spotkania nadszedł czas na małe refleksje 🙂

Kto był i zrobił „zadanie domowe” pewnie wie czym jest wykres powyżej. Jeśli ktoś jeszcze nie zrobił testu to gorąco polecam. Jest to test pokazujący jaki charakter w nas dominuje. Mój wynik potwierdził moje przypuszczenia – najwięcej we mnie jest C. Kto jest ciekawy, a zapomniał, co to za test podrzucam link: https://www.tonyrobbins.com/disc/

Jeśli interesuje Was jak rozpoznawać odpowiednie osobowości i dzięki temu łatwiej radzić sobie z ludźmi dookoła polecam książkę „Otoczeni przez idiotów” Thomasa Eriksona. Tam poznajemy cztery typy osobowości: czerwonych, żółtych, zielonych i niebieskich (D, I, S, C). Każdy z nas ma po trochę każdego koloru, ale zazwyczaj dominuje jeden z nich. Na szczęście nie ma tu złego wyniku. Po prostu jesteśmy inni. Tak jak Jakub mówił na spotkaniu, poznanie swojej osobowości a także ludzi, z którymi pracujemy na co dzień, można znacząco ułatwić życie wszystkim. Znając potrzeby każdego charakteru pozwolimy wygadać się I i nie będziemy do tego zmuszać C 😀 Będąc zaawansowaną niebieską nie dziwi mnie, że na pytanie Jakuba kto lubi robić plan testów moja ręka poszybowała w górę. W końcu niebiescy lubią planować. Nie dziwi mnie też, że dobrze czuję się w roli testera. Według Eriksona niebiescy patrzą na sprawy tak:

„Co z tego, że można prościej?
Przecież to niewłaściwe.
Nie można pozwolić, by coś poszło nie tak.(…) Liczy się tylko jakość.
Kiedy Niebieski dostrzega ryzyko pogorszenia jakości własnej pracy, zamiera. Wszystko trzeba zaraz sprawdzić. Skąd ten spadek jakości?”.

Tematem przewodnim spotkania byli kierownicy testów. Pozwolę sobie przywołać tekst jednego ze slajdów:

„Kierownikowi zależy na wynikach
Pcha do nich
Liderowi na ludziach
Ciągnie ludzi w górę”.

Wydaje się jakby osoba planująca temat spotkania dokładnie wiedziała co akurat poczytuję sobie w wolnych chwilach 🙂 Bo oprócz wspomnianej wcześniej pozycji „Otoczeni przez idiotów” często sięgam  po „Po pierwsze: Złam wszelkie zasady” Buckingham & Coffman. Książka wydaje się idealną pozycją dla wszystkich menadżerów świata. Książka powstała po niezwykłych badaniach instytutu Gallupa na ponad milionie osób zatrudnionych w różnych branżach. Badanie to miało na celu ujawnienie kim są najwięksi menadżerowie naszego świata. W jednym miejscu możemy przeczytać:

„Najistotniejsza różnica między menadżerem i liderem to sprawy, na jakich się koncentrują. Wielcy menadżerowie patrzą w głąb. Koncentrują się na wewnętrznych sprawach firmy, na pojedynczych pracownikach, na ich indywidualnych różnicach w stylach, celach, potrzebach i czynnikach motywujących.(…) W przeciwieństwie to menadżerów, wielcy liderzy koncentrują się na tym, co zewnętrzne. Obserwują konkurencję, poszukują alternatywnych rozwiązań, aby tylko iść naprzód.”

Widzę pewną rozbieżność w cytatach, jednak co wydaje się ważne – firmy potrzebują zarówno wielkich menadżerów jak i wybitnych liderów. Buckingham & Coffman wskazują na to, że mylenie w firmach tych dwóch pojęć lub uważanie, że lider to taki lepszy menadżer jest często katastrofalne w skutkach. Niestety określenie, który cytat jest bardziej trafny, będę mogła sformułować za kilka lat kiedy sama będę mogła określić kogo uważam za wielkiego menadżera a kogo za wybitnego lidera. W każdym razie gorąco polecam książkę – idealna lektura z soft skills wypełniająca czas bardziej technicznej nauki.

 

 

BLOG TO NIE TAKA PROSTA SPRAWA

Dzisiaj ogarnięta wielkim katarem spędzam wieczór w domu. W końcu mam chwilę, alby usiąść i zastanowić się co mam do zrobienia i ile zaległych rzeczy jestem w stanie ogarnąć w ciągu jednego (już niecałego) dnia. Pisząc dwa poprzednie zdania już mi przeleciało przez głowę, że muszę wystawić fakturę, zrobić wielkie pranie, pomyśleć o obiedzie…

Z tego co dziś zobaczyłam ostatni wpis zrobiłam 1 listopada! A oczywiście nie tak miało to wyglądać. Zaczynając prowadzenie bloga obiecywałam sobie, że totalne minimum to jeden wpis tygodniowo. Okazuje się, że w czasie nauki i intensywnych przygotowań do zostania testerem nie było to wcale takie trudne. Jak już wpadłam w wir codzienności praca – dom – praca – dom nie jest to takie proste. Szczególnie, że mój organizm nadal się przyzwyczaja do wcześniejszego wstawania i do zmiany trybu życia. Dziś postanowiłam się przełamać i napisać o tym jakie to trudne bywa pisanie bloga systematycznie. Jest jedna taka fajna książka, do której podchodziłam już dwa razy: Getting thinghs done (http://www.empik.com/getting-things-done-czyli-sztuka-bezstresowej-efektywnosci-allen-david,p1116659991,ksiazka-p). Może jak ją kiedyś skończę w całości, dużo niedokończonych projektów mojego życia będzie mogło zmienić status na ‚done’. Polecam książkę wszystkim, którzy mają problem z organizacją, nieważne czy to pracy czy najbardziej podstawowych życiowych spraw typu zakupy czy sprzątanie domu.

Ze nowinek życia jako tester: czytam ‚TESTOWANIE I JAKOŚĆ OPROGRAMOWANIA’ Adama Romana. Na razie przebijam się przez początkowe informacje, które w wielu miejscach przypominają wiedzę z sylabusa ISTQB. Jak przebiję się przez całość z pewnością napiszę coś więcej.

Kończę na dziś, a skoro jestem już przy komputerze to zabieram się za wystawianie faktury.

PS. Już jakiś czas temu zauważyłam, że jak nastawiam pralkę na program ‚delikatne’ defaultowa wartość temperatury wynosi 40 st. Za każdym razem kiedy nastawiam ten program ręcznie muszę zmieniać temperaturę, co jest niezwykle irytujące. Jak zostałam testerem już wiem, że to z pewnością jakiś bug.
Albo pralkę projektował mężczyzna 😀

CZAS WOLNY W ŻYCIU TESTERA

Basia Kozioł odpoczywająca przy rowerze.

Dzisiaj temat powiązany nie tyle z samym testowaniem, co z życiem związanym z tymże tematem. Wyobrażam sobie, że testowanie oprogramowania będzie pracą siedzącą. Podobnie było z udzielaniem korepetycji. Przez wiele lat spotkałam się ze standardowym procesem. Koniec studiów, przesiadka do samochodu i przed komputer. Po jakimś czasie (często dość szybkim czasie) panika, bo nie poznajemy siebie w lustrze. Jak odnaleźć równowagę między kilkugodzinną pracą siedzącą i zdrowym trybem życia? Ja znalazłam ją w dwojaki sposób.

Pierwszy i wspaniały ma 4 łapy, cudowny pyszczek i zwie się Beza. Pies jest idealnym rozwiązaniem, ale tu należy pamiętać o wszystkich obowiązkach związanych z posiadaniem psa. Czasami wydaje mi się, że to trudniejsze niż posiadanie dzieci, ponieważ dzieci w końcu dorastają i stają się samodzielne. Pies do końca swojego życia będzie wyprowadzany na spacery i nigdy sam nie zrobi sobie jeść. Jednak zawsze doceniam te momenty kiedy w dżdżysty, jesienny wieczór idę dzielnie (lub czasami mniej dzielnie) na spacer i myślę sobie, że gdyby nie Beza to nie znalazła by się żadna siła na Ziemi, która by mnie wyciągnęła w taki dzień z domu. Pies to idealna dawka codziennego ruchu i codziennej radości.

Druga rzecz to pasja do jazdy na rowerze. Tu jest trochę łatwiej, ponieważ w trakcie bardzo intensywnej pracy można odłożyć rower na tydzień, dwa, miesiąc, rok…. Czyli może wcale nie jest tak łatwiej. Psa musimy wyprowadzić na spacer, o rowerze możemy zapomnieć. Jednak rower jest fajny – oczywiście dla mnie i warto o nim nie zapominać. Czasami nie muszą to być wielkie wojaże, czasami wystarczy rowerem jeździć do pracy albo po bułki do sklepu. Ja lubię takie przejażdżki, podczas których poczuję odpowiednią dawkę endorfin – fascynujące i lekko uzależniające. W dzisiejszym świecie mamy taki wachlarz sportów do wyboru, że każdy znajdzie coś dla siebie: rower, bieganie, pływanie, wszelakie zajęcia fitness, rolki a nawet zwykłe spacery.

Czas rozpocząć urlop (przez który przez jakiś czas na blogu będzie spokój i cisza). Pies zabezpieczony u dziadków na wczasach. Idę przykręcać bagażnik do roweru i wkrótce czas wyruszyć w drogę 😀

PS. Oczywiście uwielbiam też takie dni, w które śpię do południa i nie zrobię nic produktywnego. Ważna jest równowaga!